Zmień system żywnościowy!
Zróbmy to razem
Z Profesorem Tadeuszem Pomiankiem o przyszłości żywności, rolnictwa, zdrowia i międzypokoleniowej solidarności rozmawia Barbara Wołk. To trzyczęściowy wywiad-rzeka o kluczowych wyzwaniach cywilizacyjnych, których źródłem jest wadliwie funkcjonujący system produkcji żywności. Profesor wyjaśnia, jak sposób produkcji, jakość żywności i stosowana dieta wpływają na stan zdrowia publicznego – a tym samym na jakość życia i kondycję społeczeństw. Od 4 lipca, w każdy piątek, publikowana będzie kolejna część rozmowy o tym, jak przemysłowe rolnictwo – szczególnie hodowla zwierząt i monouprawy – przyczyniają się do zmian klimatycznych, utraty bioróżnorodności, kryzysów zdrowotnych i społecznych oraz pogłębiania nierówności. To także opowieść o tym, co mogłoby działać inaczej – o realnych rozwiązaniach, które istnieją, lecz są blokowane przez wpływowe grupy interesu i polityczną bierność.
Dr hab. inż. Tadeusz Pomianek – wieloletni Rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, obecnie Prezydent WSIiZ i profesor – skupia się na poszukiwaniu rozwiązań ważnych dla bezpiecznej przyszłości współczesnego człowieka (więcej informacji w notce biograficznej).
Barbara Wołk: Panie Prezydencie, od wielu lat angażuje się Pan w debatę na temat naszej przyszłości. Co sprawiło, że wyzwania cywilizacyjne, czyli katastrofa klimatyczna, kryzys zdrowotny, źle funkcjonujący system żywnościowy, stały się Pana głównymi obszarami refleksji i zainteresowania?
Profesor Tadeusz Pomianek: Z jednej strony śledzę raporty międzynarodowych zespołów naukowców, którzy coraz głośniej alarmują o pogarszającym się stanie planety i naszego zdrowia. Z drugiej strony, na naszej uczelni kształcimy młodzież i martwię się o ich przyszłość. Mam też czwórkę wnuków – myślę, że moja troska o młode pokolenie jest taką główną inspiracją do działania.
Martwię się o młode pokolenie, bo nie wygląda to dobrze. Irytuje mnie postawa kolejnych polskich rządów – bo jeśli zabierają się za zmiany, to w ostatniej chwili, pod presją Komisji Europejskiej. Natomiast nie wykazują się żadnymi inicjatywami i strategicznym podejściem – tak jakby rządzący nie zdawali sobie sprawy, w jak poważnym momencie jesteśmy, jakby nie zdawali sobie sprawy, że Polska o takim potencjale rolnym, może naprawdę tylko wygrać na transformacji. Zrównoważony system produkcji żywności, a jeszcze lepiej transformacja w kierunku agroekologii, da nam wszechstronne korzyści. Przede wszystkim da perspektywę dobrej przyszłość młodemu pokoleniu. Mówię moim studentom, że uczestniczą w wykładach dotyczących wyzwań cywilizacyjnych, żeby później w gronie rodzinnym, przekonali starsze pokolenie o konieczności zmian – zmian dla dobra przyszłości ich dzieci i wnuków, które tak przecież kochają. Bo naprawdę niewiele należy zrobić, żeby odwrócić stan rzeczy. Przede wszystkim należy ograniczyć konsumpcję mięsa zgodnie z zaleceniami naukowców i lekarzy.
W tym roku, razem z zespołem Profesora Wojciecha Misiąga, opublikujemy raport dotyczący transformacji systemu produkcji i konsumpcji żywności w Polsce. Przedstawimy w nim bardzo konkretne rozwiązania, jak tę transformację zorganizować i skutecznie przeprowadzić. Musimy wyjść z inicjatywą, a nie pozostawać w ogonie Unii i czekać na datki z nieba – na dopłaty które są dystrybuowane w karykaturalny sposób.
Nawet młode pokolenie wydaje się mieć coraz większy dystans do przybierających na sile zagrożeń i koniecznych działań. Przyczyn tego jest z pewnością wiele. Wydaje mi się, że jedną z nich jest fakt, że bardzo dużo i powierzchownie mówi się o wyzwaniach, jednak bardzo mało robi. Brak na poziomie UE przemyślanego i skonsultowanego planu transformacji systemu produkcji i konsumpcji żywności. Realizację Zielonego Ładu rozpoczęto od mnożenia biurokracji, a nie od edukacji społeczeństwa, w tym szczególnie rolników. Mimo, że przybywa ekologicznych i rentownych gospodarstw rolnych w UE, to nie wykorzystuje się ich sukcesów, jako dowodu, że można. Z tej przyczyny od 4 lat pracujemy nad systemem transformacji dla Polski i jak już mówiłem, jesienią go zaprezentujemy.
BW: Wydaje się, że politycy nie chcą słuchać o transformacji systemu produkcji i konsumpcji żywności. Argumenty klimatyczno-środowiskowe nie działają. Czemu uważa Pan, że argument zdrowotny może coś zmienić?
TP: Skoro postępujące ocieplenie klimatu, degradacja środowiska itp. już nie mobilizują ludzi, to pozostaje nam jeden, jakże kluczowy argument – nasze zdrowie. Warto zacząć od nakreślenia jak wygląda dzisiaj sytuacja zdrowotna. Po pierwsze, żyjemy w zanieczyszczonym środowisku, żyjemy także w stresie i pośpiechu, który negatywnie wpływa na nasze zdrowie. Przede wszystkim jednak, my, Globalna Północ, źle się odżywiamy. W naszej diecie dominują tłuszcze, cukier, sól i żywność głęboko przetworzona. Europejczycy konsumują 3 razy więcej, a Amerykanie prawie 5 razy więcej mięsa niż zaleca Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Warto przyjrzeć się także temu w jakim systemie ta żywność jest produkowana. To przede wszystkim intensywny/przemysłowy system produkcji żywności, który oczywiście daje wydajność, ale przyśpiesza ocieplanie się klimatu, degraduje glebę, niszczy bioróżnorodność i w efekcie źle wpływa na nasze zdrowie. Aktualnie świat produkuje 5 miliardów ton żywności, a marnuje 1,5 miliarda ton. W Polsce to rocznie 5 milionów ton marnowanej żywności. 25% populacji światowej ma nadwagę, a 8% jest otyłych. W Polsce jest jeszcze gorzej, 3 razy gorzej. 60% ma nadwagę, 25% jest otyłych, a polskie dzieci należą do najbardziej otyłych w Unii Europejskiej. W zeszłym roku wydaliśmy na świecie na leczenie otyłości i nadwagi 600 miliardów dolarów. Prognozuje się, że za 5 lat to będzie 5 razy więcej, 3 biliony dolarów.
Popatrzmy teraz na to, co się dzieje wskutek konsumpcji mięsa z chowu klatkowego, gdzie na dużą skalę stosuje się antybiotyki i hormony wzrostu. W Polsce stosuje się 800 ton antybiotyków rocznie. Oczywiście pewna część antybiotyków pozostaje w mięsie, które konsumujemy – co one powodują? Antybiotykooporność. Co mówią naukowcy? Że za 25 lat żaden antybiotyk już nie będzie skuteczny. Według WHO 5 milionów ludzi rocznie umiera z powodu lekooporności, a to będzie się oczywiście nasilać. To są porażające liczby. Dodajmy, że w 2024 r. w British Medical Journal, ukazał się bardzo ważny artykuł przeglądowy dotyczący konsumpcji żywności głęboko przetworzonej. Naukowcy przeprowadzili 45 metaanaliz, którymi objęto prawie 10 mln osób. Z analizy jednoznacznie wynika, że żywność przetworzona niekorzystanie wpływa na większość (71%) ocenianych parametrów zdrowotnych, obejmujących śmiertelność, nowotwory, choroby psychiczne, choroby układu oddechowego i układu krążenia, choroby przewodu pokarmowego i zaburzenia metabolizmu.
W innych publikacjach zwraca się uwagę, że przetworzona żywność szczególnie destrukcyjnie wpływa na ludzi młodych. To nie tylko otyłość dzieci, ale także wpływ na kondycję mózgu. Więc być może problemy psychiczne młodego pokolenia maja swoje źródło nie tylko w obcowaniu z mediami cyfrowymi, ale także m.in. w sposobie odżywiania.
Niestety konsumpcja żywności przetworzonej rośnie i jest już bardzo duża w krajach bogatych. W USA i Wielkiej Brytanii żywność ultraprzetworzona to ponad połowa spożywanej żywności – natomiast w przypadku młodych żyjących w biedzie, to aż 80% spożywanej żywności. Uważam, że te argumenty dowodzą, że musimy postawić na zdrowie. Stoimy przed takim oto wyzwaniem: czy lepiej dopłacać do produkcji/konsumpcji dobrej jakości żywności i do profilaktyki zdrowotnej poprawiając tym samym kondycję człowieka i środowiska, czy pozostać przy obecnym systemie prowadząc do dalszej degradacji środowiska – narażając się tym samym na koszty z tym związane, szczególnie na ochronę zdrowia. Te koszty będą dynamicznie rosły.
BW: Czyli będziemy zmuszeni wydawać jeszcze więcej na zdrowie?
TP: Uważam, że ze względu na coraz gorszą kondycję człowieka, nie będzie nas stać na to, aby zapewnić właściwą opiekę zdrowotną społeczeństwu. Popatrzmy na lidera przemysłowego systemu produkcji i konsumpcji żywności, czyli Stany Zjednoczone. Oni wydają na ochronę zdrowia prawie 5 bilionów dolarów rocznie. To jest 42% światowych wydatków na zdrowie, a ich udział w populacji to 4,5%. Czyli wydają 10 razy więcej niż średnia światowa. Na leki wydają 30% tego co świat. To jest efekt monopolizacji sektora opieki zdrowotnej przez kilka firm i kiepskiego stanu zdrowia społeczeństwa amerykańskiego. Specyficzny kapitalizm amerykański charakteryzuje się monopolizacją wielu obszarów gospodarki. USA rozwiąże swoje problemy, jeśli usuną ich główną przyczynę. Przy czym, jeśli chodzi o produkcję żywności i ochronę zdrowia, to także muszą zmienić swoją kiepską i głęboko przetworzoną dietę.
Popatrzmy jednak na Polskę. W ciągu 4 lat, wydatki na ochronę zdrowia łącznie z prywatnymi, wzrosły dwukrotnie, przy inflacji ok. 42%. W tym roku 300 miliardów złotych wydamy na ochronę zdrowia. Czy kolejki do lekarzy się zmniejszyły? Oczywiście nie. Czy mamy poczucie, że lepiej się nami opiekuje służba zdrowia? Także zdecydowanie nie. Czy nasze państwo stać na większe wydatki niż 300 miliardów? To jest jedna trzecia całego tegorocznego budżetu. Nie tędy droga! Żeby rzeczywiście coś z tym zrobić, musimy najpierw postawić diagnozę. Jaka jest główna przyczyna tego stanu rzeczy? Oczywiście łatwo dojść do wniosku, że kondycja człowieka. A dlaczego ta kondycja jest kiepska? Bo konsumujemy niezdrową i przetworzoną żywność, żyjemy w stresie i oddychamy najgorszym powietrzem w UE – co jest przyczyną śmierci 45 tysięcy Polaków rocznie. Więc zaczynając dyskusję jak naprawić służbę zdrowia, szanowni lekarze, wy powinniście wiedzieć najlepiej – trzeba zacząć od diagnozy. Nie od wzrostu nakładów, tylko od diagnozy. Nie ma trafnej diagnozy, nie ma skutecznego leczenia – przecież to Wasza dewiza!?
BW: Ale czy naprawdę uważa Pan, ze ten argument zdrowotny może być game changerem? Może mieć jakiś wpływ na transformację systemu żywności?
TP: Powinien mieć wpływ, ale tu mamy kolejną barierę, czyli świadomość społeczną. Niestety jest bardzo źle. Pojąć nie mogę, dlaczego rządzący, obojętnie kto rządzi tym krajem, nie widzą, że wobec kumulowania się różnych problemów – społecznych, gospodarczych, cywilizacyjnych – najprostsza droga to intensywna edukacja naszego społeczeństwa. To jest absolutny początek drogi, żeby ludzie zrozumieli zespół przyczynowo-skutkowy, czyli zależność miedzy sposobem produkcji żywności, jakością żywności, stosowaną dietą, a stanem naszego zdrowia – czyli w rezultacie jakością życia. Tymczasem w mediach mamy lawinę reklam dotyczących produktów spożywczych, leków itd., które lansują ofertę danej firmy, a nie dostarczają konsumentowi rzetelnej informacji. Tylko Francuzi w UE zażywają więcej leków i suplementów diety niż Polacy (90% bez recepty). To jest efekt m. in. tego, że firmy farmaceutyczne w Polsce wydają rocznie ponad 5 miliardów złotych na promocję swoich produktów. Chciałbym, żeby przynajmniej taka kwota była kierowana na przekazywanie wiedzy w głównych mediach – żeby eksperci mieli czas antenowy i w sposób systematyczny mogli edukować nasze społeczeństwo, a przede wszystkim starsze pokolenie. Chciałbym, żeby w szkołach uczono jak funkcjonuje przyroda, jakie są zależności, jak człowiek wpływa na klimat i stan środowiska. Do tego praktyczne warsztaty jak produkuje się żywość i przygotowuje do spożycia. Wówczas młodzi ludzie zrozumieją jak ważna dla naszej egzystencji jest harmonia z przyrodą, a jak szkodliwe jest jej bezwzględne eksploatowanie. Tak robi wiele krajów, nie tylko Finlandia, czy Chiny.
Uważam, że jeśli ludzie to zrozumieją i będą mieli wiedzę na temat tego co im służy, a co im nie służy, zmienią styl życia i zmobilizują się, aby zmusić polityków do rozwiązania problemu. To jest punkt startu. Edukacja i jeszcze raz edukacja społeczeństwa oraz profilaktyka zdrowotna. Wydamy w tym roku 300 miliardów na ochronę zdrowia, a na profilaktykę prowadzoną w bardzo nieudolny sposób, co najwyżej 1-2% tej kwoty. Owszem, mamy nowy program Moje Zdrowie, jednak jego budżet w tym roku to 1/1000 naszych wydatków na ochronę zdrowia. Dla mnie to jest zdumiewające – przecież wszyscy wiedzą, że edukacja i profilaktyka to najtańszy i najskuteczniejszy sposób na rozwiązanie największych problemów zdrowotnych i społecznych. Co to za kraj? Jeśli politycy nie potrafią wszechstronnie analizować problemu, to niech zaproszą ekspertów i naukowców. Tymczasem stronią od nich. Czy to z powodu kompleksów?
BW: Czy uważa Pan, że te rozwiązania, których efekty nie są natychmiastowe, nie są wdrażane, bo trudniej zbić na nich polityczny kapitał?
TP: Otóż to. Są jednak pewne rozwiązania, które dałyby szybki efekt i tym samym możliwy kapitał polityczny. Stworzyć listę koniecznych działań, które względnie szybko dają efekt polityczny, nie jest trudno. Politycy musieliby zauważyć korzyści finansowe, czyli m.in. redukcję kosztów ochrony zdrowia. Może wówczas zabraliby się do roboty. Być może, to jest sposób na zaaktywizowanie polityków, obok oczywiście edukacji społeczeństwa.
BW: Wchodząc w obszar edukacji: na Pana uczelni wprowadziliście Państwo obowiązkowy przedmiot dotyczący właśnie wyzwań cywilizacyjnych – na czym polegają te zajęcia?
TP: W przedmiocie “Wyzwania cywilizacyjne” mamy segment o zdrowym odżywianiu się i jakości życia. Zaczynamy jednak z górnej półki, zadając sobie pytania gdzie się znalazł świat, jakie są główne zagrożenia, jakie mamy możliwe rozwiązania. A na końcu dlaczego znając rozwiązania, nie są one realizowane. Student ma okazję dobrze zrozumieć obecne wyzwania cywilizacyjne, a także zastanowić się, jaka może być rola młodego pokolenia w uporaniu się z nimi. Zachęcamy w ten sposób studentów do aktywności społecznej i politycznej, bo to walka o ich dobre jutro. Mobilizujemy studentów, żeby wykorzystali zdobytą wiedzę do edukacji innych, a więc także swojej rodziny.
BW: A jaka jest rola szkolnictwa wyższego w rozwiązywaniu naszych wyzwań cywilizacyjnych?
TP: Dotknijmy w ogóle roli polskich uczelni i roli uczonych. Politycy albo są uprzedzeni, albo nie rozumieją jak pożyteczna może być współpraca z naukowcami. Po co my mamy tyle uczelni? Po co tyle studentów kształcimy? Dlaczego nie sięgamy po ten potencjał? To jest kolejna sprawa, że w niezbędnym procesie edukacyjno-profilaktycznym rola polskich uczelni powinna wreszcie być znacząca. Jeśli mówimy o programach telewizyjnych dobrze byłoby zredukować czas antenowy dla seriali, powtórek, PR-owych występów polityków i dać czas ludziom, którzy mają coś do powiedzenia. Uczonym, którzy potrafią w sposób zrozumiały wytłumaczyć społeczeństwu pewne kwestie, które są przecież dla nich bardzo istotne. Nie mówiąc o tym, że naukowcy też byliby świetnymi partnerami, jeśli chodzi o rozwiązania już bardzo konkretne – dotyczące transformacji polskiego rolnictwa, współpracy miasto-wieś, czy też opracowania systemu zachęcającego rolników do produkcji dobrej jakości żywności, a konsumentów do zmiany diety na zdrowszą.
BW: Jak rozumiem kreśli Pan alternatywę dla systemu żywnościowego w Polsce. Jaka jest pańska wymarzona wizja produkcji żywności w Polsce i współpracy samorządów?
To jest temat rzeka. Po krótce mogę przedstawić kluczowe warunki: po pierwsze, należy ograniczyć spożycie mięsa do poziomu zalecanego przez naukowców i lekarzy, dla naszego dobra. Po drugie, jeść więcej żywności nieprzetworzonej i to dobrej jakości. Także nie marnować jej. Po trzecie, subsydia finansowane z naszych podatków powinny wspierać tych, którzy dbają o przyrodę i o nas, a nie tych, którzy dewastują ją dla większego zysku. I przede wszystkim, nowy system produkcji żywności musi być oparty na wiedzy, znajomości przyrody, a nie tylko na zysku. Przyroda powinna być naszym sojusznikiem, a nie być w sposób barbarzyński eksploatowana.
Transformację systemu żywnościowego rozpocząłbym od budowy w dużych miastach sieci ekobazarów oraz systemu zaopatrzenia w zdrową, nieprzetworzoną żywność przedszkoli, szkół i szpitali. Byłby to pierwszy etap – później kolejne miasta, mogłyby dołączyć do sieci. To sposób, abyśmy zaczęli jeść więcej żywności nieprzetworzonej. Zarazem skróciłoby to dystans między rolnikami a konsumentami. Skorzystaliby na tym i rolnicy i konsumenci, nie zaś pośrednicy. W ten sposób powstałby rynek dla ekologicznych gospodarstw rolnych. Pragnę podkreślić, że o ile w Polsce tylko 3,5% gruntów rolnych jest przeznaczona na produkcję ekologicznej żywności, to w Austrii aż 25% (najwięcej w UE), z kolei w Czechach – 18%, a w Estonii 21% i to w ramach tej samej Wspólnej Polityki Rolnej! Jest się od kogo uczyć.
Sieć ekobazarów dałaby możliwość zaopatrywania się w żywność młodym rodzicom, którzy mają poważny problem z zakupem bezpiecznej żywności. Dostawcy żywności byliby bowiem certyfikowani, a jej jakość badana. To należy podkreślić grubymi literami: przetworzona żywność jest szczególnie szkodliwa dla dzieci. Ma negatywny wpływ na rosnący organizm, czyli niestety też na mózg!
Ekobazary byłyby również okazją, aby samorządy pokazały swoją skuteczność. Oczywiście muszą otrzymać wszechstronne wsparcie w przygotowaniu i utrzymaniu infrastruktury bazarów i małych przetwórni. Ponadto, byłaby to także szansa dla przedsiębiorczych rolników, którzy przekonaliby się, że nie muszą być niewolnikami w systemie produkcji żywności/paszy poprzez intensywne, monokulturowe uprawy dla monopolistycznych koncernów żywnościowych czy ferm przemysłowych. Oczywiście to wszystko odbyłoby się z korzyścią dla stanu uprawianej gleby i zdrowia konsumentów. W ten sposób, stopniowo, moglibyśmy wprowadzić do Polski system produkcji i konsumpcji żywności korzystny dla nas i przyrody. To byłaby swoista ucieczka do przodu, w kierunku realizacji kluczowego dla naszej przyszłości programu. Alternatywą jest zawieranie zgniłych kompromisów z roszczeniowymi rolnikami i dalsza degradacja środowiska oraz stanu zdrowia społeczeństwa.
BW: Czy takie rozwiązania gdzieś funkcjonują?
TP: Rozwiązania, które kreślę funkcjonują na Zachodzie Europy. Szczególnie godnym polecenia jest rozwiązanie wprowadzone przez Wiedeń. W dwumilionowym Wiedniu zorganizowana jest sieć 22 stałych targowisk. Gmina jest organem odpowiadającym za ich organizację, jakość i różnorodność oferowanych produktów. 13 ekobazarów musi spełniać odpowiednie wymagania sanitarne oraz ekologiczne.
Każdego dnia około 100 000 osób otrzymuje ciepłe posiłki w obiektach użyteczności publicznej miasta Wiedeń. Należą do nich świetlice, szkoły z całodzienną opieką, szpitale, domy pomocy społecznej, świetlice dla osób starszych i domy spokojnej starości. W ramach programu ÖkoKauf Wien powstała grupa robocza ds. żywności, której zadaniem jest dostarczanie wysokiej jakości żywności przy jednoczesnym uwzględnieniu czynników środowiskowych i ekonomicznych. Grupa ta wypracowała trzy kryteria: żywność musi pochodzić z gospodarstw ekologicznych, najlepiej regionalnych; sezonowość i świeżość, produkty bez GMO; redukcja produktów zwierzęcych, minimalne przetwarzanie żywności.
Rozwiązania alla Wiedeń są nam potrzebne, żeby stworzyć rynek produktów ekologicznych. Wartość sprzedanej żywności ekologicznej w Polsce to ledwie 1,5 mld zł (w tym ekościema), czyli 60 razy mniej niż w Niemczech.
Wracając do transformacji, o której szczegółowo piszę na Zielonym Blogu WSIiZ, jak już wspomniałem zakładam redukcję konsumpcji mięsa w Polsce na osobę z 75 kg na 25 kg rocznie, przy jednoczesnym podwojeniu konsumpcji ryb i owoców morza z 10 kg do 20 kg na osobę rocznie (średnia światowa). Przy czym źródłem ryb i owoców morza powinny być łowiska naturalne, a nie hodowla przemysłowa. Zatem, proponuję, żeby w ciągu np. 5 do 10 lat dieta Polaków zmieniła się z obecnej 85 kg mięsa i ryb na osobę na rok do 45 kg. Uważam, oczywiście stopniowo, że należy zrezygnować z chowu klatkowego w Polsce, zasilanego paszą przygotowaną poprzez uprawy monokulturowe. Podkreślmy, że to połączenie: monokulturowa produkcja paszy i chów klatkowy niszczy nasze gleby, bioróżnorodność, pochłania olbrzymie ilości wody i nie służy naszemu zdrowiu. Przy takich założeniach osiągniemy nadspodziewanie dobre efekty. Po pierwsze, odzyskujemy ok. 8 mln hektarów gruntów rolnych, bo przy produkcji mięsa zużywa się średnio 75 % gruntów rolnych. Odzyskane grunty możemy przeznaczyć na produkcję białka roślinnego. Podkreślę, że z hektara można otrzymać 6 do 20 razy więcej białka roślinnego niż zwierzęcego i to zużywając 10 razy mniej wody i emitując kilkadziesiąt razy mniej gazów cieplarnianych w przeliczeniu na kilogram białka. Oczywiście to byłaby także przestrzeń życiowa do produkcji warzyw i innych roślin pożytecznych dla człowieka, a przynajmniej neutralnych dla środowiska. Łąki, pastwiska, to z kolei przestrzeń życiowa dla chowu naturalnego. Inne rezultaty niezwykle ważne to redukcja na dużą skalę nawozów sztucznych, pestycydów, stopniowa poprawa jakości gleby, bioróżnorodności i kondycji zdrowotnej społeczeństwa. I wówczas nie potrzebujemy wkładać tych monstrualnych kwot w służbę zdrowia. To jest jedyne wyjście w kierunku dobrej zmiany. Co dalej? Za czasów komuny wysuszyliśmy w Polsce 85% mokradeł – to jest 1,2 milionów ha. Teraz możemy je z powrotem „zalać”, bo będzie nas na to stać. Bo pełnią znakomitą rolę, jeśli chodzi o regulacje stosunków wodnych, jeśli chodzi o powrót do bioróżnorodności. Co więcej, zaoszczędzimy 30 miliardów ton wody na rok. Powtarzam – 30 miliardów ton wody! To jest prawie połowa tego co my zużywamy rocznie. Jeśli zasoby słodkiej wody w Polsce w przeliczeniu na osobę są trzykrotnie niższe niż średnia w UE i mamy coraz bardziej dotkliwą suszę, to niemal „manna z nieba”.
Dr hab. inż. Tadeusz Pomianek, prof. WSIiZ, Prezydent WSIiZ – pomysłodawca, główny twórca, wieloletni Rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Doktor habilitowany nauk technicznych w zakresie termodynamiki stopów (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Wydział Metali Nieżelaznych, rok 1986), doktor nauk technicznych (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Wydział Metali Nieżelaznych, rok 1978), magister inżynier (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Wydział Metali Nieżelaznych, rok 1973). Do 1990 roku zajmował się przede wszystkim badaniami z obszaru inżynierii materiałowej, między innymi w latach 1973 – 1979 pracował w Instytucie Metali Nieżelaznych w Gliwicach, kierując zespołem, który rozwiązał problemy technologiczne związane z produkcją miedzi w Hucie Miedzi Głogów II. Przez wiele lat pracownik naukowy Politechniki Rzeszowskiej, w której pełnił m. in. funkcję Prorektora w latach 1990 – 1993. Autor blisko 100 artykułów, 25 raportów, ponad 100 ekspertyz oraz 7 patentów. Odznaczony m. in. Krzyżem Odrodzenia Polski, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Nagrodą Polskiej Akademii Nauk oraz Nagrodą Ministra Edukacji Narodowej. Od 2017 roku jest Honorowym Obywatelem Miasta Rzeszowa. Po 1989 roku prof. Tadeusz Pomianek koncentrował się na kształceniu kadr potrzebnych dla gospodarki rynkowej i demokracji, obecnie, ze względu na zagrożenia klimatyczne i cywilizacyjne, skupia się na wypracowaniu rozwiązań ważnych dla bezpiecznego jutra współczesnego człowieka.