Zmień system żywnościowy!
Zróbmy to razem
Polska wyrasta na jedno z głównych centrów przemysłowej hodowli zwierząt w Europie – i to nie tylko ze względu na skalę, ale przede wszystkim tempo ekspansji. Jak pisze Agata Skrzypczyk w „Gazecie Wyborczej”, nasz kraj znalazł się w ścisłej czołówce pod względem liczby ferm drobiu i trzody chlewnej. Brytyjskie śledztwo dziennikarskie grupy AGtivist potwierdza: tysiące instalacji rośnie w siłę, szczególnie tam, gdzie brakuje kontroli, a prawo łatwo ominąć.
Problemem nie jest już tylko liczba ferm, ale ich ogromna koncentracja na niewielkim obszarze. Tam, gdzie jeszcze niedawno rozciągały się pola i łąki, dziś dominują rzędy hal produkcyjnych. Brakuje skutecznego nadzoru, a konsekwencje środowiskowe – skażona woda, intensywny smród, emisje amoniaku – stają się codziennością mieszkańców.
W niektórych regionach, takich jak powiaty żuromiński i mławski – największe ośrodki hodowli drobiu w kraju – przypada nawet tysiąc kurczaków na jednego mieszkańca. To obraz produkcji, która dawno przekroczyła skalę rolniczą. Funkcjonuje jak przemysł, ale bez przemysłowych standardów ochrony środowiska i kontroli.
Jak podkreśla Green REV Institute, rzeczywista skala problemu jest znacznie większa niż pokazują oficjalne dane. – Fermy są dzielone na mniejsze jednostki, często rejestrowane na różnych właścicieli, by uniknąć zezwoleń i kontroli środowiskowej – komentują przedstawiciele organizacji. Taka praktyka pozwala omijać obowiązek raportowania emisji i ogranicza odpowiedzialność za degradację ekosystemu.
Efekty? Przekroczone normy azotanów w wodach gruntowych, pojawiające się szczepy bakterii opornych na antybiotyki, powracające ogniska grypy ptaków i stale rosnąca uciążliwość zapachowa. Mimo zakazu stosowania antybiotyków w sposób profilaktyczny, wiele ferm nadal po nie sięga – bez nich intensywna produkcja często nie jest możliwa.
Dlaczego ten model wciąż się utrzymuje? Green REV Institute wskazuje na strukturalne źródła problemu: dotacje wspierające intensywną produkcję, brak regulacji odległościowych, dominacja dużych graczy i brak zachęt do rozwoju alternatyw. – To nie konsument wybiera tanie mięso – to system zmusza go do tego, że alternatywa jest trudniej dostępna i droższa – tłumaczy organizacja.
Jak zaznaczają przedstawiciele Green REV Institute w rozmowie z „Wyborczą”, decyzje zakupowe konsumentów nie są główną przyczyną ekspansji przemysłowej hodowli. – Problem leży w strukturze ekonomicznej i politycznej tego sektora oraz w interesach korporacyjnego kapitału, który nie ma żadnej motywacji, by inwestować w hodowlę ekstensywną czy dobrostan zwierząt. Produkty pochodzenia zwierzęcego są sztucznie tanie, podczas gdy roślinne alternatywy często są trudniej dostępne i droższe. Konsument, mimo rosnącej świadomości, kupuje portfelem, a ten portfel jest systemowo kierowany ku taniej, wysoko przetworzonej żywności”.
Zamiast rozwijać zrównoważone rolnictwo, Polska coraz wyraźniej skręca w stronę intensywnej hodowli. Presja na środowisko i lokalne społeczności narasta, a producenci drobiu i trzody przyspieszają inwestycje, obawiając się zmian legislacyjnych. Nowelizacja ustawy o planowaniu przestrzennym, która zakłada obowiązek tworzenia miejscowych planów, może wkrótce utrudnić swobodne lokalizowanie nowych ferm.
Na razie jednak trwa wyścig z czasem. Inwestorzy masowo zgłaszają budowę instalacji poniżej progu wymagającego pozwolenia zintegrowanego. Formalnie niewielkie, w praktyce – równie uciążliwe. Skumulowany efekt tej ekspansji zmienia krajobraz kraju i kształtuje jej przyszłość w cieniu przemysłowych hal.
Dowiedz się więcej, czytając cały artykuł w „Gazecie Wyborczej”: „Polska kurnikiem Europy”? Dziennikarze zbadali, jak rosną w siłę wielkie fermy
Photo: Karol Klajar / Unsplash