Mniej mięsa, czystsza woda: czego Polska może się nauczyć z badań z USA

Nowe badania naukowców z Cornell University, opublikowane w lipcu 2025 r. na łamach Nature Water, pokazują, że nawet niewielka redukcja spożycia mięsa może przynieść zauważalne korzyści dla środowiska. Autorzy wskazują m.in. na ograniczenie zużycia wody, mniejsze zapotrzebowanie na nawozy oraz spadek zanieczyszczenia wód gruntowych. 

Przemysł mięsny należy do najbardziej zasobożernych sektorów, wymagając ogromnych ilości paszy, ziemi i wody. Amerykanie spożywają średnio 102 kg czerwonego mięsa i drobiu na osobę rocznie (według danych Departamentu Rolnictwa USA z 2022 roku). Aby sprostać zapotrzebowaniu oraz wymaganiom eksportowym, przemysł mięsny przewiduje wyprodukowanie w 2025 roku 11,95 mln ton wołowiny, 3,15 mln ton wieprzowiny oraz 21,58 mln ton mięsa drobiowego. Produkcja tak dużej ilości mięsa wiąże się z ogromnymi kosztami środowiskowymi – generuje znaczne emisje gazów cieplarnianych, prowadzi do zużycia milionów litrów wody i ton paszy, a także skutkuje nadmierną ilością gnojowicy, która zanieczyszcza gleby i wody gruntowe. W regionach intensywnej produkcji zwierzęcej coraz częściej dochodzi do przekroczeń norm jakości wód, zwłaszcza pod względem stężenia azotanów. Taki model rolnictwa okazuje się nie tylko wyjątkowo obciążający dla środowiska, ale także trudny do utrzymania w obliczu pogłębiającego się kryzysu ekologicznego.

Zespół badawczy z Uniwersytetu Cornella przeanalizował, jak redukcja spożycia mięsa w USA o zaledwie 10% wpłynęłaby na środowisko naturalne. Zamiast mięsa zwierzęcego, model zakładał zastępowanie go białkiem roślinnym, owadzim lub komórkowym. Wyniki były jednoznaczne: spadek zużycia nawozów sztucznych o 3,4%, redukcja ilości gnojowicy o 10,7%, zmniejszenie zużycia wody o 4,5%, ograniczenie spływu azotanów do wód gruntowych o 20%. A jeśli ludzie zamieniliby połowę mięsa w swojej diecie na białka alternatywne, efekt byłby jeszcze większy – poprawa jakości wody byłaby prawdopodobna w 60 procentach regionów w całych Stanach Zjednoczonych –  szczególnie w tych obszarach, gdzie spływ nawozów i odchody zwierzęce są powszechne. Szczegółowo o znaczeniu tych wyników, zwłaszcza zagrożeniach związanych z azotanami w wodach gruntowych, pisze dziennikarka Gaea Cabico w artykule opublikowanym na portalu Sentient Media.

Dlaczego to ważne? W wielu regionach USA odnotowuje się przekroczenia norm azotanowych w wodzie pitnej, głównie w wyniku intensywnego rolnictwa. Azotany w wodach gruntowych są poważnym zagrożeniem zdrowotnym. Ich wysokie stężenie może prowadzić do methemoglobinemii, znanej także jako zespół sinicznego dziecka – schorzenia, które zmniejsza zdolność krwi do przenoszenia tlenu, szczególnie u niemowląt. Badania powiązały również obecność azotanów w wodzie pitnej ze zwiększonym ryzykiem raka jelita grubego, chorób tarczycy oraz niektórych wad wrodzonych.

A jak to wygląda w Polsce? Zgodnie z raportem Generalnej Inspekcji Ochrony Środowiska z 2023 r., aż 87% rzek i 92% jezior w Polsce nie spełnia kryteriów dobrego stanu ekologicznego. Jednym z głównych źródeł problemów jest rolnictwo, a konkretnie spływ nawozów i gnojowicy do cieków wodnych – kwestie te podkreśla m.inraport GIOS „Stan środowiska w Polsce 2023″. Problem ten uwidocznił się szczególnie dramatycznie podczas katastrofy ekologicznej na Odrze w 2022 roku, o czym świadczy dokumentacja NFOŚiGWRównież raport Komisji Europejskiej z 2025 roku alarmuje o pogarszającej się jakości wód powierzchniowych w Polsce. W ciągu ostatnich sześciu lat odsetek wód w dobrym stanie ekologicznym spadł z 31% do zaledwie 8,5%. Tylko 25% zbiorników osiąga dobry stan chemiczny, podczas gdy aż 53% charakteryzuje się stanem złym. Dokument wskazuje ponadto na konieczność podjęcia skutecznych działań, m.in. ograniczenia zanieczyszczeń pochodzących z rolnictwa, przemysłu i innych źródeł. W tym kontekście zmniejszenie spożycia mięsa – szczególnie w regionach o intensywnej produkcji zwierzęcej – może przyczynić się do poprawy jakości wód poprzez redukcję spływu nawozów i gnojowicy do wód gruntowych. Takie rozwiązania stanowią ważny element strategii ochrony środowiska wodnego w Polsce.

Polski kontekst: ile to daje? Polacy spożywają średnio 75–80 kg mięsa na osobę rocznie, co oznacza łączne zużycie na poziomie około 2,85–3,04 mln ton rocznie. Choć to mniej niż w USA, skala nadal przekłada się na istotne obciążenie środowiska – zużycie wody, emisje gazów cieplarnianych oraz zanieczyszczenie gleb i wód gruntowych.

Szacunki oparte na danych z USA sugerują, że ograniczenie spożycia mięsa o zaledwie 10% może przynieść konkretne korzyści środowiskowe. Zmniejszeniu uległoby zużycie nawozów sztucznych o około 3–4%, a ilość produkowanej gnojowicy mogłaby spaść nawet o 10%. Jednocześnie zużycie wody potrzebnej do produkcji mięsa obniżyłoby się o 4–5%. Najbardziej znacząca poprawa dotyczyłaby jakości wód – dzięki ograniczeniu spływu azotanów do wód gruntowych, ich poziom mógłby się zmniejszyć nawet o 15–20%. W regionach o intensywnej hodowli, takich jak Wielkopolska, Kujawy czy Podlasie, taka zmiana mogłaby realnie poprawić jakość wód powierzchniowych i gruntowych.

Nie da się ukryć, że nasze codzienne wybory żywieniowe wpływają nie tylko na zdrowie, lecz także na stan środowiska. Przykład USA pokazuje, że nawet niewielka redukcja spożycia mięsa może przełożyć się na realne korzyści ekologiczne. W Polsce, gdzie jakość wód powierzchniowych pozostawia wiele do życzenia, takie zmiany mogą stać się jednym z kluczowych elementów działań na rzecz czystszego i bardziej zrównoważonego środowiska.

Photo: Jana Shnipelson / Unsplash

Udostępnij: