Zmień system żywnościowy!
Zróbmy to razem
Z Profesorem Tadeuszem Pomiankiem o przyszłości żywności, rolnictwa, zdrowia i międzypokoleniowej solidarności rozmawia Barbara Wołk. To trzyczęściowy wywiad-rzeka o kluczowych wyzwaniach cywilizacyjnych, których źródłem jest wadliwie funkcjonujący system produkcji żywności. Profesor wyjaśnia, jak sposób produkcji, jakość żywności i stosowana dieta wpływają na stan zdrowia publicznego – a tym samym na jakość życia i kondycję społeczeństw. To trzecia część rozmowy o tym, jak przemysłowe rolnictwo – szczególnie hodowla zwierząt i monouprawy – przyczyniają się do zmian klimatycznych, utraty bioróżnorodności, kryzysów zdrowotnych i społecznych oraz pogłębiania nierówności. To także opowieść o tym, co mogłoby działać inaczej – o realnych rozwiązaniach, które istnieją, lecz są blokowane przez wpływowe grupy interesu i polityczną bierność. Pierwsza i druga część dostępna jest w zakładce Opinie.
Dr hab. inż. Tadeusz Pomianek – wieloletni Rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, obecnie Prezydent WSIiZ i profesor – skupia się na poszukiwaniu rozwiązań ważnych dla bezpiecznej przyszłości współczesnego człowieka (więcej informacji w notce biograficznej).
Barbara Wołk: Panie Prezydencie, jest Pan przeciwnikiem chowu klatkowego – wspominał Pan już o ogromnej ilości wody, którą pochłania.
Profesor Tadeusz Pomianek: Jak popatrzymy na mapę Polski, to dwa województwa – Mazowieckie i Wielkopolskie – to 54% polskiego chowu klatkowego. Chów klatkowy pochłania tam więcej niż 10 miliardów ton wody. No więc, jeśli w tej części Polski jest kumulacja suszy i kumulacja chowu klatkowego, gdzie ślad wodny jest na poziomie nawet kilkunastu miliardów ton wody rocznie, to chyba wniosek jest prosty. Przecież my jesteśmy skrajnie nieodpowiedzialni! Dawno powinno się bić na alarm, że trzeba ograniczyć w rolnictwie zużycie wody. A zużycie wody można obniżać tylko w jeden sposób: przejść na produkcję białka roślinnego, bo zużycie wody jest dziesięciokrotnie mniejsze niż przy produkcji białka zwierzęcego. Nie mówiąc o tym, że przy okazji kilkadziesiąt razy maleje też emisja gazów cieplarnianych. To są same korzyści! Podkreślmy raz jeszcze, że paszę dla ferm przemysłowych produkuje się zwykle systemem monokulturowym, który szybko niszczy glebę. Dzisiaj w Unii Europejskiej degradacja gleby jest na poziomie 60%. FAO, Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa, straszy, że za 25 lat może być nawet 90%. No to będzie już pozamiatane! Mam nadzieję, że nas to tylko zmobilizuje. Tak samo jak WWF, Światowy Fundusz na rzecz Przyrody, mówi, że mamy 5 lat, żeby przejść na zrównoważony rozwój, bo inaczej równia pochyła, droga bez powrotu…
BW: I co Pan o tym myśli?
TP: Po pierwsze uważam, że w ciągu 5 lat jest to nie do zrealizowania – świat nie ma szans, nie zdąży. Ktoś musi nas jednak mobilizować. Nie mamy dużo czasu, może maksymalnie 10-15 lat.
Za szczególnie groźne dla naszej egzystencji uważam ocieplenie klimatu, uprawy monokulturowe, fermy przemysłowe i interakcje między nimi. Cechą charakterystyczną rolnictwa przemysłowego są monokultury, czyli rok po rok, w tym samym miejscu uprawiamy te same rośliny. Monokultury zdecydowanie dominują w krajach uprzemysłowionych i tam, na globalnym Południu (Afryka, Ameryka Południowa i południowo – wschodnia Azja), gdzie produkuje się paszę dla ferm przemysłowych.
Uprawy monokulturowe powodują jałowienie gleby i w rezultacie płody rolne są coraz uboższe w mikroelementy i składniki odżywcze, ważne dla zdrowia ludzi, zwierząt i owadów, w tym zapylaczy. A coraz słabsze rośliny są coraz bardziej atakowane przez szkodniki. Żeby podtrzymać plony rolnicy zużywają coraz więcej nawozów sztucznych i pestycydów, co przyśpiesza degradację gleby. Oczywiście gleba absorbuje coraz mniej wody.
Towarzyszy temu swoiste sprzężenie zwrotne bowiem z jednej strony mamy ocieplenie klimatu, coraz dłuższe okresy suszy, a później gwałtowne opady – a na to czeka coraz bardziej jałowa gleba, która nie jest w stanie tej wody zatrzymać. W efekcie wilgoć w glebie spada a powodzi przybywa. Mniejsza wilgoć to mniejsze parowanie wody i rzadsze opady deszczu. Rozgrzane betonowe miasta też nie sprzyjają opadom, jeśli już się pojawią, to są to ulewy. Co więcej, zdegradowane grunty rolne miast pochłaniać węgiel uwalniają do atmosfery CO2 i N2O (265 razy większy efekt cieplarniany niż w przypadku CO2), co przyspiesza ocieplenie klimatu.
Podkreślmy, że uboga dieta wraz z chemicznymi środkami produkcji – pestycydami na czele osłabia i zabija zapylacze. I tak na przykład kluczowy zapylacz, to jest dzikie pszczoły, gniazdują przeważnie w glebie i giną od pestycydów. Kolejnym destrukcyjnym ogniwem są fermy przemysłowe, dla których pasza produkowana jest zwykle sposobem monokulturowym. Poza tym w hodowli stosuje się na dużą skalę antybiotyki (800 ton w Polsce i 100 tysięcy ton w świecie) oraz hormony wzrostu. To prowadzi, jak wcześniej mówiłem, do lekooporności. Profesor J. M. Kupiec z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu podkreśla że trudno znaleźć przedsięwzięcie, które miałoby tak wielostronny i negatywny wpływ na środowisko.
Z kolei prof. Zbigniew Karaczun w rozmowie z Newsweekiem stwierdza: „wielkie fermy to nie rolnictwo, tylko zabijający je przemysł. Przez nie ginie tez polska wieś, bo gospodarz, który ma 150 krów na 100 ha ziemi, nie może konkurować z fermą, która hoduje obok kilka tysięcy na małej przestrzeni. W dodatku ta ferma pobiera z okolicy wodę i podobnie jak fabryki odprowadza do środowiska niebezpieczne substancje, zanieczyszcza gleby, wody podziemne, powietrze i rzeki”. Podobną opinię zamieszczono w „Atlasie Mięsa” z 2022 r. (Fundacja H. Bölla).
Zwracam ponadto uwagę, że produkcja żywności w świecie (od pola do stołu) jest odpowiedzialna za 35% emisji gazów cieplarnianych czyli około 18 miliardów ton ekwiwalentu CO2 rocznie, przy czym aż 83% (15 miliardów ton ekwiwalentu CO2) pochodzi z produkcji mięsa, nabiału i jaj. Pozostałe 3 miliardy ton to produkcja roślinnej żywności. To pokazuje na jak wielką skalę produkcja białka zwierzęcego powoduje ocieplenie klimatu. To z powyższych przyczyn najlepiej by było zrezygnować z upraw monokulturowych, chowu klatkowego i ograniczyć konsumpcję mięsa. A więc także z eksportu mięsa z systemu „pasza z upraw monokulturowych i chów klatkowy” powinniśmy zrezygnować.
Omówione przeze mnie trzy zagrożenia tworzą swoisty trójkąt bermudzki lub lepiej – czarną dziurę, która ma coraz większą szansę wchłonąć naszą cywilizację i uwolnić przyrodę od barbarzyńcy.
BW: A jak monokulturowe uprawy wpływają na klimat i przyrodę w Ameryce Południowej?
TP: Właśnie szczególnie musi przerażać, jak konsekwentnie i z zapałem Ameryka Płd. dewastuje swoje środowisko naturalne. W ciągu 40 lat wycięto już 17% powierzchni Puszczy Amazońskiej („płuca Ziemi”), czyli 120 mln ha, głównie pod uprawy monokulturowe.
W większości krajów Ameryki Południowej na dużą skalę uprawia się głównie soję i kukurydzę (GMO) przeważnie na paszę dla chowu klatkowego. Stosuje się niemal wyłącznie uprawy monokulturowe przy dużym zużyciu nawozów sztucznych i pestycydów. W samej Brazylii na obszarze 35 mln ha (powierzchnia Niemiec) uprawia się soję GMO używając aż 10 kg/ha pestycydów, czyli 9% światowego zużycia. Wycięte lasy już nie pochłaniają CO₂, jałowe gleby emitują CO₂ i N₂O, a chów klatkowy dostarcza głównie CH4. Jałowe gleby nie przyjmują wody i w efekcie mamy właśnie powódź w Brazylii, a obok suche gleby. W Rio de Janeiro temperatura tego lata przekroczyła 62 st. C, a wody w Amazonce (w niektórych miejscach) nawet 40 st. C. Od wielu miesięcy w 9–milionowej Bogocie racjonuje się wodę z powodu długotrwałej suszy.
W tym kontekście parę słów na temat współpracy gospodarczej z Mercosur (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj), która wydaje się być w interesie Unii Europejskiej. Jednakże nie może polegać na tym, że my im sprzedajemy pestycydy, a oni nam na przykład paszę dla zwierząt i produkty rolne z dużą zawartością szkodliwych związków. Współpraca w obszarze rolnictwa będzie miała sens, jeśli pomożemy im przejść z upraw monokulturowych i chowu klatkowego na produkcję rolną w symbiozie z przyrodą. Wówczas wszyscy wygramy, a oni uratują dewastowane w niebywałym tempie środowisko naturalne z Puszczą Amazońską na czele, która produkuje tlen również dla nas.
BW: Jednak nie tylko w Ameryce Południowej dominują monokulturowe uprawy. U nas też i też mamy powodzie…
TP: Po pierwsze, zauważmy, że oceany pochłaniają ponad 90% nadmiernego ciepła z efektu cieplarnianego. W 2023 roku pochłonęły 18 razy więcej ciepła niż światowe zużycie energii. Po wtóre, w ciągu jednej sekundy z oceanu paruje 13 milionów ton wody i ta ilość szybko rośnie wraz ze wzrostem temperatury. Zatem im wyższa temperatura w rejonie Morza Śródziemnego, tym bardziej potężny niż genueński zmierza w naszą stronę. Pewnie powódź jaką spowodował w ubiegłym roku w Polsce byłaby mniej dotkliwa gdyby nie wycinano chaotycznie lasów w Sudetach. Duże obszary upraw monokulturowych w Południowo-Zachodniej Polsce też miały w tym swój negatywny udział. Wycinajmy dalej lasy w Bieszczadach, to jak niż genueński przesunie się nieco na wschód, to tam będzie powódź. Oczywiście musimy zmieniać drzewostan wraz ze zmianą klimatu i środowiska, ale można to robić bardziej racjonalnie.
Powódź była także jesienią ubiegłego roku w Hiszpanii i właśnie ten kraj produkuje dużo mięsa w fermach przemysłowych oraz paszę, a także warzywa i owoce dla całej Europy, przeważnie systemem monokulturowym, więc woda deszczowa spłynęła po jałowej glebie jak po betonie. Zatem, jeśli coraz więcej będzie pary wodnej w powietrzu, gleba jałowieje a susza obejmuje kolejne połacie Ziemi, to żeby uchronić się przed kolejnymi katastrofalnymi powodziami, ucieczką do przodu są zabiegi typu mała retencja, ale przede wszystkim uzdrowienie gleb poprzez na przykład permakulturę, agroekologię, itp. I oczywiście zahamowanie ocieplenia klimatu.
Komisja Europejska powinna uzgodnić kilkuletni program transformacji upraw monokulturowych i ferm przemysłowych w kierunku zrównoważonego rozwoju lub lepiej agroekologii i chowu na wolnym wybiegu. Ci, którzy zdecydują się na transformację, powinni dostać wsparcie finansowe. To powinien być program natychmiastowy i ratunkowy. Jeśli 60% gleb w Unii Europejskiej jest zdegradowanych, to nie są żarty. Mamy obecnie w Europie burze piaskowe w Brandenburgii i w Meklemburgii, co też jest efektem jałowienia gleb. Przy czym pamiętajmy, że to jest wyjątkowo dochodowa część rolnictwa i hodowli. Oczywiście dla producentów, bo dla społeczeństwa wręcz odwrotnie. Poza tym, działają oni zwykle w granicach prawa i zainwestowali spore pieniądze. Dlatego KE pomna falstartu z Zielonym Ładem powinna zadbać o udział w przygotowaniu ekspertów i stosowne konsultacje.
BW: Tylko politycy i polityczki nic nie robią – boją się, czy nie mają wiedzy?
TP: Moim zdaniem oni przeważnie nie mają wiedzy. A Ci co wiedzą, to albo nie mają siły przebicia albo się autentycznie boją, np. kosztów politycznych. Wiadomo, jak ta polityka wygląda. Dlatego musimy wspólnymi siłami, także razem z organizacjami ekologicznymi, zacząć edukować społeczeństwo, akcentując zdrowie, i przyszłość naszych dzieci i wnuków. W ten sposób tworzyć presję społeczną na polityków.
BW: Odniósł się Pan do Strategicznego Dialogu, opublikowanego we wrześniu 2024 roku, który nie wyglądał źle.
TP: Nie, to wyglądało całkiem dobrze, tylko przejdźmy do czynów. Wiemy, na czym problem polega, to zabierzmy się za realizację. Tego nie widzę.
BW: Natomiast ta Wizja dla Rolnictwa i Żywności, która była opublikowana przez Komisję w lutym tego roku, zupełnie nie odnosi się do Dialogu…
TP: To jest niepoważne dzieło, jedno z drugim jest niespójne. Dlaczego tej wizji nie przygotowali eksperci, tylko biurokraci?
BW: Czy w takich momentach nie traci Pan swoich motywacji i pasji do działania? Kiedy okazuje się, że ten beton jest nie do przebicia?
TP: Zdarza się tak, ale moi młodzi współpracownicy mnie mobilizują! Że nie wolno odpuszczać! (śmiech) Jesienią wydamy raport o tym jak należy przetransformować rolnictwo i pokładam w tym nadzieje. Przedstawimy bardzo konkretnie, po pierwsze gdzie jesteśmy, a po drugie, jak z tego wyjść. Natomiast, jeżeli spotkamy się ze zmową milczenia, to jeszcze nie wiem co robić dalej.
BW: Czy chcąc transformować system żywności, poza zamiłowaniem do nauki i wiedzy, kieruje się Pan też wartością szacunku do przyrody?
TP: Jestem człowiekiem ze wsi. Moi rodzice mieli małe gospodarstwo rolne, więc opiekowałem się zwierzętami, pomagałem w pracach polowych. Zawsze byłem z przyrodą blisko i ona mnie koiła. Przyglądam się młodemu pokoleniu, w tym moim wnukom, uzależnionemu od mediów cyfrowych. Mają kłopoty z koncentracją, często pozbawione są radości życia. Trochę mnie to przeraża, tym bardziej ważne jest, żeby polska szkoła uczyła krytycznego myślenia i wzmacniała umiejętności analityczne. Uczyła także pracy w grupie i rozwiązywania problemów. A jak jest? Są oczywiście pozytywne wyjątki, ale dominują: przekazywanie encyklopedycznej wiedzy i kiepskie testy, do tego dodajmy korepetycje na dużą skalę i zakaz prac domowych. W okresie między połową kwietnia, a połową maja, nauka w szkole odbywa się co drugi dzień… no bo wycieczki wiosenne, dodatkowe dni wolne bo święta, długi weekend, matury i egzaminy w ósmych klasach. Potem młodzi ludzie idą tak nieprzygotowani na wyższe studia, gdzie mnożą się bezkarnie studia online. Tak przygotowujemy kolejne pokolenie do rywalizacji, na przykład z Azjatami, gdzie owszem dba się o ucznia, ale i sporo wymaga. Jakie kształcimy kadry dla polskich firm, które mają być konkurencyjne? Jaką przyszłość szykujemy dla naszych pociech w konkurencyjnym świecie? Owszem, jesteśmy zdolnym i przedsiębiorczym narodem, ale zamiast rozwijać talenty i mnożyć przewagę, to ten potencjał marnujemy.
BW: Czyli musimy zająć się także edukacją szkolną.
TP: Tak. W tym roku wyjdzie podręcznik „Dbając o planetę, dbasz o swoją przyszłość”, który powstał w naszej uczelni w kooperacji profesorów z kilku polskich uniwersytetów. To będzie podręcznik o przyrodzie dla młodych ludzi – aby nie musieli się uczyć ile mamy gatunków nicieni i nie wiadomo czego, tylko żeby zrozumieli jak funkcjonuje ekosystem w sposób dostępny i przyjazny. Mam nadzieję, że kiedy młodzi ludzie zaczną mieć kontakt z naturą, zrozumieją ekologię – bo gospodarstw ekologicznych jest coraz więcej w Polsce i one są otwarte na młodzież – to młodzież zacznie zauważać piękno przyrody. Jak natura może dać wiele człowiekowi, że jesteśmy jej częścią. I to, że natura pomaga nam być w harmonii, która szczególnie w dzisiejszych nerwowych czasach jest nam bardzo potrzebna. Mam nadzieję, że rozkochamy młode pokolenie w przyrodzie – i oni wówczas nie odpuszczą walki o środowisko naturalne i zrozumieją na czym polega jakość życia i gdzie jej szukać.
BW: Panie Prezydencie, patrząc na sieci supermarketów i uprzemysłowienie produkcji, wielkie łańcuchy dostaw, eksporty i importy, wydaje się to tak dalekie od koegzystowania z naturą… i to nie jest tradycja, o której mówią Ci broniący tzw. “prawa do kotleta”. To jest dalekie od bycia w zgodzie z przyrodą, dalekie od tego jak żyli nasi przodkowie.
TP: Tak, sieci logistyczne są rozbudowane do absurdu. W Unii Europejskiej średnia odległość produktu żywnościowego między producentem, a konsumentem to 170 kilometrów. W czasach anomalii pogodowych musimy wrócić do produkcji lokalnej, do produkcji regionalnej – opierać to także na współpracy samorządów wiejskich z samorządami miejskimi. Chów klatkowy to jest wymysł diabła. To jest degeneracja rolnictwa, degeneracja środowiska, która może tylko zniechęcać młode pokolenie do kontaktu ze zwierzętami i przyrodą. Trudno nazwać w przyzwoity sposób nieprawdopodobną męczarnię zwierząt. Gdybyśmy mieli do czynienia z wielkim głodem w jakiejś innej rzeczywistości, to to nie byłoby do zaakceptowania, ale może do jakiegoś zrozumienia. Natomiast nic takiego nie ma miejsca! Przejście w stronę lepszej równowagi między białkiem zwierzęcym, a roślinnym wszystkim dobrze robi. Traci tylko garstka, kilka tysięcy właścicieli ferm przemysłowych w Polsce. A po drugiej stronie mamy kilkadziesiąt milionów konsumentów!
BW: A czy ma Pan do przekazania coś dla osób zaangażowanych w naszą wspólną walkę?
TP: Uczestniczymy w pięknej misji: jak uczynić świat lepszym i jak zapewnić dobre jutro kolejnym pokoleniom. Naukowcy i eksperci wiedzą, jak przeprowadzić konieczne zmiany i wiemy, że będą one korzystne dla nas wszystkich. Starsze pokolenie ma wręcz obowiązek angażowania się na rzecz ratowania naszej cywilizacji, bo to my pozwoliliśmy żeby chciwość wygrała z przyzwoitością. Z kolei młode pokolenie musi walczyć o swoją dobrą przyszłość, także dla swoich dzieci. Międzypokoleniowa solidarność – jakże dzisiaj jest potrzebna. Świat może być piękny, jeśli będzie etyczny. Najnowsza historia gatunku ludzkiego dowodzi, że chciwość prowadzi do monopolizacji i w rezultacie do dewastacji przyrody i człowieka. Z kolei uczciwość i kompetencja to droga do naprawy największych błędów.
Dr hab. inż. Tadeusz Pomianek, prof. WSIiZ, Prezydent WSIiZ – pomysłodawca, główny twórca, wieloletni Rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Doktor habilitowany nauk technicznych w zakresie termodynamiki stopów (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Wydział Metali Nieżelaznych, rok 1986), doktor nauk technicznych (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Wydział Metali Nieżelaznych, rok 1978), magister inżynier (Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, Wydział Metali Nieżelaznych, rok 1973). Do 1990 roku zajmował się przede wszystkim badaniami z obszaru inżynierii materiałowej, między innymi w latach 1973 – 1979 pracował w Instytucie Metali Nieżelaznych w Gliwicach, kierując zespołem, który rozwiązał problemy technologiczne związane z produkcją miedzi w Hucie Miedzi Głogów II. Przez wiele lat pracownik naukowy Politechniki Rzeszowskiej, w której pełnił m. in. funkcję Prorektora w latach 1990 – 1993. Autor blisko 100 artykułów, 25 raportów, ponad 100 ekspertyz oraz 7 patentów. Odznaczony m. in. Krzyżem Odrodzenia Polski, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Nagrodą Polskiej Akademii Nauk oraz Nagrodą Ministra Edukacji Narodowej. Od 2017 roku jest Honorowym Obywatelem Miasta Rzeszowa. Po 1989 roku prof. Tadeusz Pomianek koncentrował się na kształceniu kadr potrzebnych dla gospodarki rynkowej i demokracji, obecnie, ze względu na zagrożenia klimatyczne i cywilizacyjne, skupia się na wypracowaniu rozwiązań ważnych dla bezpiecznego jutra współczesnego człowieka.