Europa cenzuruje język – organizacje społeczne reagują  

WePlanet wraz z 108 organizacjami z 20 krajów, wystosowało otwarty list w sprawie proponowanego przez Unię Europejską zakazu używania powszechnych terminów mięsnych dla produktów roślinnych. Organizacje apelują o wycofanie regulacji, która mogłaby obejmować takie słowa jak „burger”, „kiełbasa” czy „steak”, argumentując, że obecne przepisy już wystarczająco chronią konsumentów, a zakaz zaszkodzi jedynie innowacji, wyborowi konsumentów i transformacji w kierunku bardziej zrównoważonej diety.

O projekcie rewizji rozporządzenia dotyczącego wspólnej organizacji rynku rolno-spożywczego pisaliśmy w lipcu. Komisja Europejska przedstawiła propozycję zakazu używania 29 popularnych terminów związanych z mięsem – takich jak wołowina, kurczak, bekon, żeberka czy pierś – na etykietach produktów roślinnych. Nowe przepisy definiują „mięso” wyłącznie jako „jadalne części zwierzęcia” i mogą objąć również takie słowa jak „burger” czy „kiełbasa”, jeśli zostanie przyjęta poprawka Parlamentu Europejskiego.

KE chce chronić osoby konsumenckie przed pomyłką?

Według Komisji celem regulacji jest „zwiększenie przejrzystości dla konsumentów” i „ochrona kulturowego znaczenia terminologii mięsnej”. Krytycy wskazują jednak, że propozycja jest niepotrzebna. Obecne przepisy już chronią konsumentów, a zakaz może zaszkodzić rozwojowi rynku produktów roślinnych, ograniczyć innowacje i spowolnić transformację w kierunku zrównoważonej diety.

W odpowiedzi na te zagrożenia WePlanet wystosowało otwarty list do instytucji UE. Sygnatariusze i sygnatariuszki apelują o:

  • wycofanie zakazu używania popularnych nazw mięsnych dla produktów roślinnych,
  • utrzymanie istniejących precedensów prawnych zapewniających przejrzyste oznakowanie,
  • wspieranie innowacji i zrównoważonego rozwoju poprzez jasne, uczciwe oznakowanie produktów roślinnych.

Do apelu dołączyły także Green REV Institute oraz Federacja Bezpieczna Żywność.

Wszystko po to, by – jak twierdzi Komisja – chronić osoby konsumenckie przed pomyłką i zagwarantować, że mięso pozostanie mięsem, przynajmniej w sferze słów. Reakcje branży spożywczej, zwłaszcza producentów roślinnych alternatyw, są jednoznacznie negatywne. Podobnie jak organizacji zajmujących się prawami zwierząt i klimatycznych.

W czyim interesie naprawdę działa KE?

– Proponowany zakaz używania w UE zdroworozsądkowych „mięsnych” nazw dla produktów roślinnych to wyraźny przykład nadregulacji inspirowanej presją lobby mięsnego – i nie jest to pierwszy raz, kiedy musimy się temu sprzeciwiać (kilka lat temu dzięki wysiłkom ProVeg udało się zatrzymać zakaz dotyczący „vegiburgera”). Niestety, układ sił w Parlamencie Europejskim uległ zmianie i znów pojawili się politycy, którzy czują potrzebę regulowania… słów. Pytamy więc wprost: w czyim interesie oni działają? – podkreśla Rob De Schutter z WePlanet.

WePlanet to międzynarodowa sieć oddolnych organizacji obywatelskich, które łączy wiara w naukę i jej rolę w rozwiązywaniu największych wyzwań współczesności: kryzysu klimatycznego, utraty bioróżnorodności oraz ubóstwa. Ruch powstał w 2021 roku, gdy niewielka grupa osób eksperckich i osób działających na rzecz środowiska spotkała się w Antwerpii, by stworzyć nową, opartą na danych inicjatywę ekologiczną promującą postęp, pilność i optymizm. Dziś WePlanet działa już na czterech kontynentach, posiadając 16 oddziałów – od Ugandy po Finlandię – i wyróżnia się na tle innych organizacji ekologicznych tym, że otwarcie wspiera energetykę jądrową, GMO czy mięso hodowane laboratoryjnie. Misją ruchu jest przywracanie dzikiej przyrody i odbudowa klimatu przy jednoczesnym wykorzystaniu najnowszych technologii, by podnosić jakość życia ludzi i wspierać wychodzenie z ubóstwa. Do najważniejszych sukcesów WePlanet należą m.in. wpisanie energetyki jądrowej do unijnej taksonomii zielonej, zdobycie nowych funduszy UE na precyzyjną fermentację oraz mobilizacja 37 laureatów i laureatek Nagrody Nobla oraz 1500 osób eksperckich, które wsparły przepisy dotyczące edycji genów ograniczających stosowanie pestycydów w Europie.

Organizacje nie mają wątpliwości, że działanie KE idzie wbrew trendom konsumenckim i zdrowemu rozsądkowi. Zamiast wspierać innowacje i bardziej zrównoważone modele żywienia, Unia – ich zdaniem – rzuca kłody pod nogi tym, którzy chcą produkować i promować zdrowsze alternatywy dla mięsa. Osoby konsumenckie, jak pokazują badania, doskonale rozumieją, czym jest „wegański burger” – nie potrzebują dodatkowej ochrony, lecz swobody wyboru.

– Konsumenci nie są zdezorientowani określeniami takimi jak „burger roślinny” czy „wegańska alternatywa kurczaka” – to, co ich naprawdę irytuje i myli, to politycy tracący czas na bezsensowne wojny kulturowe zamiast umożliwiać Europie konieczną transformację białkową. Dlatego tak ważna jest zintensyfikowana presja społeczna: europosłowie muszą zobaczyć, że społeczeństwo obywatelskie, biznes i eksperci mówią jednym głosem – nie ma żadnego zamieszania, skupmy się na klimacie, zdrowiu i wolności wyboru konsumentów. Muszą zrozumieć, że regulowanie słów na opakowaniu „kiełbasy roślinnej” to NIE jest to, czego obywatele UE oczekują od Unii – dodaje Rob De Schutter, podkreślając, że jest to wyłącznie własna opinia i nie ma charakteru wiążącego ani nie odnosi się do wszystkich podmiotów wspierających obecnie otwarty list.

Kluczowe głosowanie 7 października

Już teraz ponad sto organizacji w całej Europie dołączyło do otwartego listu na stronie noconfusion.org, tworząc realny impuls w zaledwie kilka dni. Ale przed kluczowym głosowaniem 7 października potrzebujemy jeszcze setek nowych sygnatariuszy oraz silnego nagłośnienia w mediach, aby upewnić się, że Parlament odrzuci ten zakaz – konkluduje, zachęcając do działania.

Głosowanie 7 października nie będzie jednak tylko decyzją o słowach na etykietach. To wybór, czy Europa da się zaszantażować lobby mięsnym, czy stanie po stronie zdrowia, klimatu i wolności osób konsumenckich. Jeśli Unia zacznie cenzurować nawet język, trudno mówić o odwadze w rozwiązywaniu prawdziwych kryzysów.

Photo: LikeMeat on Unsplash

Udostępnij: