Zmień system żywnościowy!
Zróbmy to razem

Choć ryby i inne zwierzęta wodne stanowią ponad 90% wszystkich zabijanych kręgowców, ich życie, cierpienie i potrzeby prawie nigdy nie trafiają do debaty publicznej. Catalina López Salazar, lekarka weterynarii i dyrektorka Aquatic Animal Alliance – globalnej koalicji 180 organizacji działających na rzecz poprawy dobrostanu zwierząt wodnych – mówi o wyzwaniach i możliwościach ochrony tych często niewidocznych gatunków.
Dagmara Szastak: Jak to możliwe, że ryby i inne zwierzęta wodne, stanowiące ponad 90% wszystkich zabijanych kręgowców, wciąż pozostają niemal niewidoczne w publicznej debacie?
Catalina López Salazar: Wynika to z połączenia przyczyn historycznych, kulturowych i praktycznych. Ramy prawne dotyczące dobrostanu zwierząt zostały zaprojektowane głównie z myślą o ssakach i ptakach, a przepisy skupiają się na zwierzętach, które ludzie widzą i z którymi wchodzą w interakcje na lądzie. Zwierzęta wodne są natomiast w dużej mierze niewidoczne dla opinii publicznej, ponieważ ich życie toczy się pod wodą lub w zamkniętych obiektach. Ta niewidzialność, połączona z postrzeganiem ryb jako „niebieskiego jedzenia”, a nie istot czujących, opóźniła uwzględnianie kwestii dobrostanu. Egzekwowanie przepisów jest też trudniejsze – humanitarne obchodzenie się z rybami na dużą skalę wymaga innej technologii i przeszkolenia. Decydujący jest jednak rozdźwięk między nauką a polityką. Pomimo dziesięcioleci dowodów na czucie bólu przez ryby, decydenci i przedstawiciele branży powoli włączają te kwestie do ram prawnych i polityk łańcucha dostaw. Opóźnienie to częściowo wynika z oporu przemysłu oraz prób dostosowania standardów dobrostanu zwierząt lądowych do kontekstu wodnego, podczas gdy naprawdę potrzebne są podejścia zaprojektowane specjalnie dla tych gatunków i systemów.
D.S.: Czy wyobrażenie o rybach żyjących swobodnie w morzu odpowiada prawdzie?
C.L.S.: Postrzeganie ryb jako istot żyjących wolno i naturalnie jest dalekie od prawdy. W przemysłowych połowach ryby doświadczają długich okresów uwięzienia, miażdżenia w sieciach, barotraumy podczas szybkiego wyciągania oraz powolnej śmierci przez uduszenie lub wypatroszenie bez ogłuszenia – co, jak pokazują badania na pstrągach tęczowych, może powodować nawet 22 minuty bólu i cierpienia. W akwakulturze warunki również są dalekie od naturalnych. Ryby są hodowane w zagęszczeniach niemożliwych w naturze, co prowadzi do stresu, chorób, inwazji pasożytów (np. wszy morskiej u łososi) i wysokiej śmiertelności. Praktyki związane z obsługą, sortowaniem i transportem powodują dodatkowe urazy i przedłużony stres. Te środowiska nie przypominają naturalnych siedlisk, przez co uniemożliwiają zachowania typowe dla gatunku, co wywołuje stres. Wrażliwość akwakultury wykracza też poza kwestie środowiskowe i dobrostanowe – dotyczy również zdrowia publicznego. Choć ryby promowane są jako „zdrowe” źródło białka, intensywne systemy hodowlane podważają ten wizerunek przez nadużywanie antybiotyków, kumulację zanieczyszczeń i odciąganie pożywnych małych ryb od lokalnych diet w celu produkcji paszy dla drapieżnych gatunków hodowlanych.
D.S.: Jakie są najmocniejsze dowody na odczuwanie bólu przez ryby i dlaczego nie mają one odzwierciedlenia w prawie?
C.L.S.: Dowody są solidne i wielowymiarowe. Badania neurobiologiczne pokazują, że ryby mają nocyceptory (receptory bólowe) i struktury mózgowe reagujące na bodźce szkodliwe. Badania behawioralne wykazują, że po doświadczeniu bólu ryby przejawiają zachowania ochronne, zmiany w odżywianiu i uczą się unikać bolesnych sytuacji. Badania farmakologiczne dostarczają trzeciej linii dowodów – środki przeciwbólowe redukują reakcje związane z bólem. Mimo to wprowadzanie tych ustaleń do prawa jest powolne, ponieważ interesariusze gospodarczy obawiają się wzrostu kosztów, a politycy wahają się przed regulowaniem tak dużej branży. W rzeczywistości jednak uwzględnienie dobrostanu w hodowli może przynieść lepsze wyniki finansowe, ponieważ zmniejsza chorobowość i śmiertelność, a poprawia „jakość” produktu. Ponieważ świadomość czucia ryb nie jest jeszcze tak powszechna jak w przypadku innych zwierząt, uprzedzenia społeczne pozostają jedną z największych barier dla postępu. To uprzedzenie jest głęboko zakorzenione kulturowo – ryby od dawna postrzegane są głównie jako pożywienie lub zasób naturalny, a nie istoty czujące. W rezultacie często wyłączane są z empatii społecznej i debaty politycznej, co pozwala na praktyki w akwakulturze i rybołówstwie, które w odniesieniu do zwierząt lądowych byłyby uznane za nieakceptowalne.
D.S.: Co się dzieje, gdy ignorujemy dobrostan zwierząt wodnych?
C.L.S.: Ignorowanie dobrostanu zwierząt wodnych podważa stabilność ekologiczną i dobrostan ludzi. Zaniedbania w akwakulturze prowadzą do przegęszczenia, złej jakości wody i epidemii chorób, co z kolei napędza nadużywanie antybiotyków i rozwój oporności drobnoustrojów. Niewłaściwie zarządzane farmy uwalniają również szkodliwe substancje i patogeny do środowiska, niszcząc bioróżnorodność i populacje dzikich ryb. Skutki te mają efekt domina, powodując straty ekonomiczne i degradację środowiska w społecznościach zależnych od zdrowych ekosystemów. Integracja podejść One Health i One Welfare w polityce akwakultury i rybołówstwa jest kluczowa, ponieważ uznają one współzależność zdrowia zwierząt, ludzi i środowiska. Intensywna hodowla wodna wpływa na jakość wody, bezpieczeństwo żywności i odporność ekosystemów, co ma bezpośrednie skutki dla ludzi. Podejście One Health pozwala przeciwdziałać oporności na antybiotyki, ryzyku zoonoz i degradacji środowiska, a One Welfare podkreśla, że lepsze warunki dla zwierząt wodnych poprawiają przeżywalność, produktywność i zaufanie publiczne. Razem te ramy wyznaczają drogę do bardziej zrównoważonych i odpowiedzialnych społecznie systemów żywności wodnej.
D.S.: Jakie ryzyka wiążą się z użyciem antybiotyków w akwakulturze?
C.L.S.: Nadużywanie antybiotyków w hodowli ryb przyspiesza rozwój bakterii opornych, które rozprzestrzeniają się poprzez wodę, osady oraz globalny handel owocami morza. Geny odpowiedzialne za oporność mogą przenosić się do patogenów zagrażających ludziom, co utrudnia leczenie infekcji. To nie jest odosobniony problem, lecz część szerszego kryzysu oporności na środki przeciwdrobnoustrojowe. Naukowcy ostrzegają, że akwakultura musi być rozpatrywana w ramach podejścia One Health, uznającego środowiska wodne za ważny rezerwuar genów oporności, które zagrażają zarówno medycynie weterynaryjnej, jak i ludzkiej.
Coraz więcej dowodów wskazuje również, że pozostałości antybiotyków z hodowli ryb wykraczają poza granice farm i kumulują się w otaczających ekosystemach. Badania wykazały obecność związków przeciwdrobnoustrojowych i bakterii opornych na antybiotyki w dzikich rybach, skorupiakach i mięczakach złowionych w pobliżu intensywnych hodowli. Wyniki te podważają powszechne przekonanie, że dziko złowione owoce morza są automatycznie „czyste” lub wolne od zanieczyszczeń. Wielu konsumentów wybiera produkty pochodzące z połowów naturalnych, zakładając, że są one bezpieczniejsze i bardziej naturalne, lecz bliskość dzikich populacji do farm akwakulturowych naraża je na te same zanieczyszczenia, w tym antybiotyki, nadmiar składników odżywczych i pasożyty. To nie tylko podważa bezpieczeństwo żywności, ale także pokazuje, jak źle zarządzana akwakultura może zacierać granicę między hodowlą a dziką przyrodą, z konsekwencjami zarówno dla zdrowia ludzi, jak i dla morskiej bioróżnorodności.
D.S.: Czy ludzie muszą jeść ryby dla zdrowia?
C.L.S.: W dużej części krajów Globalnej Północy ryby nie są niezbędne z punktu widzenia odżywiania. W krajach o niskich i średnich dochodach ryby mają jednak ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa żywnościowego, tam gdzie alternatywy dietetyczne są ograniczone. W takich przypadkach dostarczają niezbędnych składników odżywczych – długołańcuchowych kwasów tłuszczowych omega-3, witaminy D, jodu i pełnowartościowego białka. Natomiast w krajach bogatych spożycie ryb jest w dużej mierze kwestią przyzwyczajenia i tradycji, a nie konieczności, zarówno z perspektywy zdrowotnej, jak i zrównoważonego rozwoju.
Kwasy omega-3 można pozyskać z suplementów na bazie alg, a białko i mikroelementy z żywności roślinnej lub produktów wzbogacanych. Dobrze zaplanowana dieta wegetariańska lub wegańska może w pełni pokryć zapotrzebowanie organizmu, a jednocześnie ograniczyć narażenie na rtęć, mikroplastik i pozostałości antybiotyków.
D.S.: Jak różnią się regulacje dotyczące dobrostanu ryb pomiędzy Północą a Południem?
C.L.S.: Na świecie istnieją ogromne różnice w przepisach dotyczących dobrostanu ryb. W Unii Europejskiej ryby są prawnie uznane za istoty czujące, z przepisami dotyczącymi humanitarnego transportu i uboju, choć z ich egzekwowaniem bywa różnie. Z kolei wiele krajów o niskich i średnich dochodach nie posiada żadnych przepisów obejmujących dobrostan ryb, tworząc w ten sposób strefy wolne od regulacji, do których przemysł może przenosić działalność, by uniknąć nadzoru.
Przykładem tej nierównowagi jest norweska hodowla łososia. W 2020 roku farmy w Norwegii zużyły około 144 000 ton małych ryb pelagicznych złowionych u wybrzeży Mauretanii, Senegalu i Gambii – ryb, które mogłyby wyżywić od 2,5 do 4 milionów ludzi w tych regionach. Zamiast tego przetworzono je na mączkę i olej rybny do karmienia łososi. Taka praktyka pogłębia niedożywienie i utratę źródeł utrzymania w lokalnych społecznościach, podczas gdy Norwegia ogranicza własne połowy w celu ochrony ekosystemów.
To zjawisko określane jest mianem „błękitnego imperializmu żywnościowego” – sytuacji, w której eksploatacja zasobów morskich przez bogate kraje osłabia bezpieczeństwo żywnościowe i stabilność gospodarczą krajów rozwijających się. Rozwiązanie tego problemu wymaga międzynarodowej koordynacji standardów i wsparcia dla krajów Globalnego Południa w tworzeniu surowych przepisów dotyczących rybołówstwa, bez zagrożenia dla lokalnych źródeł utrzymania.
D.S.: Jakie są ekonomiczne argumenty na rzecz poprawy dobrostanu?
C.L.S.: Wysoka śmiertelność i epidemie chorób kosztują sektor akwakultury miliardy dolarów rocznie. Poprawa dobrostanu redukuje stres, wzmacnia układ odpornościowy ryb i zmniejsza potrzebę stosowania antybiotyków, co przekłada się na większą produktywność i rentowność. Istnieje również silny argument rynkowy – dostęp do rynków zależy coraz częściej od spełnienia wymogów dotyczących dobrostanu. Detaliści i inwestorzy coraz częściej żądają certyfikatów i zapewnień w tej kwestii. Firmy, które nie spełniają tych standardów, ryzykują utratę kontraktów i reputacji.
W dłuższej perspektywie dobrostan zwierząt nie powinien być postrzegany jako koszt, lecz jako inwestycja w zrównoważony rozwój, stabilność, odporność i zaufanie konsumentów.
D.S.: Czy firmy rzeczywiście przechodzą na alternatywy?
C.L.S.: Tak i ten trend przyspiesza. Rynek alternatyw takich jak owoce morza pochodzenia roślinnego, białka wytwarzane w procesie fermentacji czy kwasy omega-3 pozyskiwane z alg dynamicznie się rozwija. Choć sektor ten wciąż jest młody i ewoluuje, duże koncerny spożywcze i inwestorzy coraz częściej dywersyfikują swoją ofertę w tym kierunku. Wynika to z rosnącego zainteresowania konsumentów kwestiami zrównoważonego rozwoju i dobrostanu, a także z uznania, że przełowienie i przemysłowa akwakultura niosą ze sobą długofalowe ryzyka. Branża spożywcza zaczyna reagować, rozszerzając portfolio produktów poza te pochodzenia zwierzęcego.
D.S.: Jak włączyć dobrostan zwierząt wodnych w ramy zrównoważonego rozwoju?
C.L.S.: Dobrostan zwierząt wodnych musi być postrzegany jako integralna część agendy zrównoważonego rozwoju. Międzynarodowe kodeksy FAO i umowy handlowe powinny zawierać konkretne wskaźniki dotyczące dobrostanu. Banki rozwoju i inwestorzy mogą uzależniać finansowanie od przestrzegania tych standardów. Na poziomie krajowym rządy powinny tworzyć jasne i egzekwowalne przepisy, zapewniać szkolenia oraz zachęty finansowe do wdrażania praktyk poprawiających dobrostan.
Strategie dotyczące dobrostanu zwierząt wodnych mogą też wspierać realizację Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ (SDGs), w szczególności tych związanych z odpowiedzialną produkcją żywności, ochroną środowiska i zdrowiem publicznym.
D.S.: Co z hodowlą ośmiornic?
C.L.S.: Ośmiornice to zwierzęta niezwykle inteligentne i samotnicze, wykazujące silne dowody na posiadanie świadomości i zdolności odczuwania. Ich hodowla oznaczałaby trzymanie ich w pustych, ciasnych zbiornikach, gdzie niemożliwe byłoby zaspokojenie ich potrzeb behawioralnych i poznawczych. Obecnie nie istnieje żadna humanitarna metoda ogłuszania ośmiornic przed ubojem.
Ponadto ośmiornice są obligatoryjnymi mięsożercami – aby je żywić, należałoby jeszcze bardziej obciążyć populacje dzikich ryb, które służyłyby za surowiec paszowy. Z tych i wielu innych powodów najpilniejszym krokiem jest zapobieżenie powstawaniu farm ośmiornic poprzez moratoria i przepisy oparte na zasadzie przezorności. Gdy przemysł zostanie już ugruntowany, cofnięcie jego rozwoju staje się niezwykle trudne, dlatego działania trzeba podjąć zanim dojdzie do komercjalizacji.
D.S.: Jak możemy wspierać alternatywy, takie jak wodorosty?
C.L.S.: Wodorosty to żywność o ogromnym potencjale, oferująca korzyści zarówno środowiskowe, jak i dobrostanowe. Aby wspierać jej rozwój, rządy mogą finansować badania nad technikami uprawy, udzielać dotacji małym producentom oraz włączać produkty z wodorostów do zamówień publicznych, np. do programów szkolnych posiłków.
Hodowle wodorostów dostarczają też usług ekosystemowych – pochłaniają składniki odżywcze i dwutlenek węgla, przyczyniając się do poprawy jakości wody i ograniczania zmian klimatu. Tworzenie rynków, które nagradzają te usługi, przyspieszy ich upowszechnienie. To przykład sytuacji, w której polityka żywnościowa, klimatyczna i dotycząca dobrostanu zwierząt mogą się wzajemnie wzmacniać.
D.S.: W jaki sposób konsumenci mogą przyczynić się do zmian?
C.L.S.: Konsumenci mają ogromny wpływ na rynek, żądając przejrzystości, certyfikacji dobrostanu lub wybierając alternatywy. Mogą wpływać na firmy poprzez petycje, bojkoty czy bezpośredni kontakt z detalistami.
Instytut Aquatic Life Institute co roku przygotowuje szczegółowe zestawienie oceniające standardy dotyczące dobrostanu zwierząt wodnych w największych światowych certyfikacjach akwakultury. Dzięki temu konsumenci mogą podejmować bardziej świadome decyzje, jeśli decydują się na zakup produktów pochodzenia wodnego.
Zbiorowe działania konsumenckie wysyłają też jasny sygnał do decydentów, że dobrostan zwierząt jest priorytetem społecznym. Co ważne, wpływ konsumentów rośnie, gdy jest skierowany do dużych sieci handlowych i firm gastronomicznych – ich polityka zakupowa może zmienić całe łańcuchy dostaw.
D.S.: Czy edukacja może wpłynąć na konsumpcję i politykę?
C.L.S.: Zdecydowanie tak. Edukacja jest kluczowa. Gdy dzieci uczą się o zdolności ryb do odczuwania i o konsekwencjach produkcji przemysłowej, rozwijają empatię i świadomość, które kształtują wybory na całe życie.
Media odgrywają uzupełniającą rolę – ujawniają ukryte praktyki i pokazują pozytywne alternatywy. Programy edukacyjne, które łączą dobrostan zwierząt wodnych z tematami zdrowia, klimatu i bezpieczeństwa żywności, mają największy oddźwięk zarówno w społeczeństwie, jak i wśród polityków.
D.S.: Czy intensywna akwakultura ma przyszłość w obliczu zmian klimatu?
C.L.S.: Przyszłość intensywnej akwakultury w warunkach zmian klimatycznych jest niepewna. Obecne modele są bardzo wrażliwe na ocieplenie wód, zakwaszanie oceanów i ekstremalne zjawiska pogodowe, które zagrażają zarówno produktywności, jak i stabilności ekosystemów.
Aby się dostosować, produkcja może wymagać dywersyfikacji w kierunku gatunków o mniejszym wpływie środowiskowym, takich jak małże czy wodorosty, albo przejścia na lądowe systemy recyrkulacyjne (RAS), które umożliwiają większą kontrolę środowiskową. Jednak takie systemy niosą poważne wyzwania, zwłaszcza dla dużych gatunków.
Przykłady niepowodzeń pokazują skalę trudności: farma łososia Atlantic Sapphire na Florydzie poniosła straty rzędu 1 miliarda dolarów z powodu problemów operacyjnych i rynkowych; w Kolumbii Brytyjskiej (Kanada) projekty takie jak Kuterra i West Creek zmagały się z niedostateczną wydajnością, masowymi padnięciami i awariami sprzętu, co wymusiło zmiany lub zamknięcia.
Skalowanie takich systemów potęguje problemy techniczne i biologiczne, w tym zarządzanie jakością wody, natlenieniem, kontrolą odpadów i awariami systemów. Hodowla łososia atlantyckiego na lądzie kosztuje nawet 12 razy więcej niż w morzu. Wysokie koszty kapitałowe i operacyjne, w połączeniu z ograniczeniami technologicznymi, czynią hodowlę dużych gatunków ekonomicznie ryzykowną.
Te doświadczenia pokazują, że choć hodowla na lądzie ma potencjał, jej powodzenie zależy od integracji projektowania opartego na dobrostanie, innowacji technologicznych i praktyk dostosowanych do gatunku. Nawet to jednak może nie wystarczyć, by stworzyć systemy naprawdę rentowne i zrównoważone.
To dotyczy całej branży akwakultury, która obecnie przechodzi poważne transformacje technologiczne, mające na celu poprawę dobrostanu zwierząt na różne sposoby.
Więcej na ten temat można przeczytać w artykule Aquatic Life Institute.
W ciągu najbliższych 20 lat przemiany w tym sektorze są nieuniknione – pytanie tylko, czy będą one kierowane nauką i troską o dobrostan, czy wymuszone przez kryzysy środowiskowe i gospodarcze.
Catalina López Salazar jest certyfikowaną lekarką weterynarii specjalizującą się w zwierzętach wodnych, obecną dyrektorką Aquatic Animal Alliance w ramach Aquatic Life Institute, gdzie wykorzystuje swoją wiedzę, by wprowadzać realne zmiany. Catalina przewodzi globalnej koalicji 180 organizacji z 75 krajów, które działają na rzecz poprawy życia zwierząt wodnych w systemach żywnościowych. Poprzez naukowo ugruntowaną działalność rzeczniczą współpracuje z korporacjami, rządami i organizacjami międzynarodowymi, by promować polityki i praktyki zwiększające dobrostan zwierząt wodnych na całym świecie.
Przeczytaj także: Akwakultura, ukrywane źródło cierpienia zwierząt