Zmień system żywnościowy!
Zróbmy to razem

Kilka lat temu młodzież francuskich liceów, która obowiązkowo zdaje filozofię na maturze, dostała egzaminacyjne pytanie: „Czy jedzenie jest czynnością biologiczną czy kulturową?”. (Inna wersja brzmiała: „Czy seks jest czynnością biologiczną czy kulturową?”). Jedzenie – sprawa naturalna, wynikająca z podstawowej potrzeby człowieka, wydaje się jak najbardziej biologiczną czynnością, podobnie zresztą jak seks: jedno i drugie służy utrzymaniu i przedłużeniu gatunku. A jednak i jedno, i drugie jest czynnością jak najbardziej kulturową.
Jedzenie jest uwikłane w mnóstwo społecznych kontekstów, niemało ocen, norm i zwyczajów. Dotyczą one takich kwestii, jak: „jak jeść?”, „ile jeść?”, „kiedy jeść?”, „co jeść?”, „z kim jeść?”. Jedzenie jest nie tylko koniecznością życiową, ale również formą komunikacji, wspólnotową przyjemnością, pretekstem do zawierania i umacniania przyjaźni, podsycania pożądania (np. jedzenie ostryg jako afrodyzjaku); bywa związane z gestem odmowy („czarna polewka”) lub – przeciwnie – zachętą do kontynuacji znajomości. Sposób jedzenia (ascetyczny) może być środkiem do zbawienia, a jego ilość i jakość – narzędziem kontroli ciała i, w związku z tym, społecznych sukcesów (bo szczupli mają się w naszym społeczeństwie lepiej). Jedzenie jest też wartością samą w sobie. Niektórzy jedzą, by jeść. Inni (częściej – inne) panicznie boją się jedzenia. Historia tego, co spożywamy, jest częścią historii powszechnej, wiąże się bowiem z podróżami, odkryciami, szlakami handlowymi, a nawet wojnami. Pozornie niewielkie zainteresowanie cukrem trzcinowym na francuskich dworach spowodowało dwukrotne zwiększenie liczby niewolników na Dominikanie, a więc i zintensyfikowanie ich międzykontynentalnego transportu; apetyt na pieprz, sól czy inne przyprawy rozkołysał międzynarodowy handel, przyspieszył zdobywanie nowych ziem i ich eksploatację. Miało to swoje skutki – dobre kulinarnie dla Europy, ale złe dla reszty świata.
Dziś, w czasach szalonego konsumpcjonizmu, zainteresowanie jedzeniem, produktami, przepisami kulinarnymi – jest ogromne. Trudno zliczyć liczbę książek kucharskich, rankingów restauracji, filmów poświęconych gotowaniu, jedzeniu, a nawet żarciu; przed wielu laty popularny był film „Wielkie żarcie”, którego bohaterowie zajadali się smakołykami na śmierć, choć niekoniecznie trzeba chodzić do kina, by móc obserwować ostentacyjnie obfite jedzenie, podawane w niektórych restauracjach, którego resztki lądują w śmietniku. Równie wielka jest liczba diet. Tych uznanych jest ponad pół miliona, z których każda ma nas doprowadzić do szczupłej sylwetki, twórczej energii, wiecznego zdrowia i ogólnego dobrostanu. Współczynnik BMI (czyli Body Mass Index) ma dziś ogromną władzę: panuje nie tylko nad naszymi ciałami, stylem życia, kulturą masową, ale i przemysłem (farmakologicznym, medialnym, turystycznym, sportowym, odzieżowym i innymi). Być może – przy zachowaniu wszelkich proporcji – jest to wpływ podobny do tego, który miał w średniowieczu nakaz ascezy. Słynni Ojcowie Pustyni żywili się – jak podaje hagiografia – nikłą ilością oliwek, orzechów, sucharami, robakami lub odpadami. Zarówno w dzisiejszych (niektórych) dietach, jak i w ascezie pustelników widać tę samą wiarę w to, że wyrzekanie się jedzenia wzmocni wolę i doprowadzi do pożądanego celu. W średniowieczu chodziło o rychłe zbawienie, dziś – o bardzo szczupłą sylwetkę. Dawniej autorytetem był kapłan, dziś jest nim dietetyk i jego medialne zasięgi. Choć – warto wiedzieć – również niektóre religie uznają „życie w diecie” za środek do zbawienia. W małym amerykańskim miasteczku Shelby, w stanie North Caroline, istnieje prężnie rozwijające działalność centrum zdrowotne. Prowadzi je baptystyczna organizacja Hallelujah Acres, a jej celem jest, ni mniej, ni więcej, tylko „Powrót do Ogrodu!”, czyli do raju, gdzie człowiek był wolny od cierpień i chorób. „Dlaczego chrześcijanie chorują?” – pytają baptyści. „Bo źle się odżywiają” – twierdzi lekarz dr Malkmus, szefujący ośrodkowi. By ciało, czyli „pojazd, którym dusza zmierza do zbawienia, był sprawny”, należy wrócić do naturalnego sposobu życia i odżywiania się. Jeść tylko to, co surowe, nieprzetworzone, ekologiczne, lokalne. Jak? Trzeba zajrzeć na stronę Hallelujah Acres i dostosować się do zawartych tam wskazówek, a najlepiej skorzystać z usług ośrodka. I już jesteśmy w raju.
Właściwie cała dzisiejsza kultura krajów „rozwiniętych” zajmuje się w dużej mierze jedzeniem; jego ukazywaniem, wzbogacaniem, urozmaicaniem, kategoryzowaniem. Wśród wszystkich jej członków i członkiń można wyróżnić kilka dominujących postaw. Są nimi:
– postawa ekonomiczna – której hasłem jest: „jeść, byle tanio”;
– postawa hedoniczna – z hasłem: „jeść, byle smacznie i przyjemnie”;
– postawa ascetyczna – z hasłami: „jeść, byle przeżyć”, „jeść, byle nie utyć”;
– postawa prospołeczna – której hasłami są: „jeść, byle z kimś”, „gotować byle dla kogoś”;
– postawa holistyczna – z hasłem: „jeść, byle zdrowo”’
– postawa etyczna – której hasłem jest: „jeść, byle nie krzywdzić”.
Interesują nas zwłaszcza dwie ostatnie, które notabene nie wykluczają pozostałych, choć te pozostałe niekoniecznie współgrają z postawą nazwaną tu holistyczną i postawą etyczną.
Ciało nie tylko niesie nas przez całe życie, funkcjonuje nie tylko wśród innych ciał, ale również wśród przyrody, ożywionej i nieożywionej materii. Postawa holistyczna polega na tym, że ową przyrodę i materię traktuje się nie tylko jako źródło pożywienia będące przedmiotem eksploatacji przez człowieka, lecz także jako wartość samą w sobie, której (dobro)stan wpływa na to, co jemy i jak jemy. W starożytnym tekście pochodzącym ze szkoły Hipokratesa można znaleźć zalecenie formułowane przez doświadczonego lekarza do adepta nauk medyczny, by udając się do pacjenta, zorientował się: jak ten mieszka, z kim przebywa, jaką pije wodę, jakim powietrzem oddycha, czy klimat jego otoczenia jest wilgotny, czy suchy, jakie wokół jego domostwa rosną rośliny, co je, co pije – a dopiero potem przystąpił do badania. Postawa holistyczna uwzględnia kontekst, źródła naszego pożywienia, a także dające się przewidzieć konsekwencje naszych upodobań kulinarnych. Jeśli nasze pożywienie wymaga długiego transportu – jest szkodliwe nie tylko dla nas, ale dla ogólnie pojętej przyrody (ślad węglowy); jeśli wymaga długiego przechowywania – jest z pewnością „zatrute” chemicznie środkami ochronnymi. Holista zwraca więc uwagę na źródła pożywienia, jego jakość (bynajmniej nie mierzoną wyglądem produktów), sposoby pozyskania (nawożenie, pestycydy itp.), poziom przetwarzania itd. Jada produkty lokalne, od lokalnych przedsiębiorców, jada uważnie – z szacunkiem do przyrody, tych, którzy z nią pracują, i własnego organizmu.
Jeszcze inną postawą jest postawa etyczna, która zwraca uwagę nie tylko na szacunek dla przyrody i jej produktów, ale włącza w ów szacunek rygorystyczną zasadę „nie krzywdź”, czyli nie spożywaj produktów przynoszących innym cierpienie. Człowiek nie jest istotą mięsożerną tak jak drapieżcy, je mięso głównie z powodów smakowych, a także dlatego, że jest to tanie – a jest tanie, bo jest przedmiotem gigantycznego biznesu mięsnego, który zapełniając rynek niezliczoną liczbą swoich produktów, eskaluje i neutralizuje cierpienie zwierząt. Eskaluje, ponieważ produkcja przemysłowego mięsa jest napędzana konkurencją, a neutralizuje, ponieważ sprzedawane produkty nie nazywają się „twarz świni”, „wątroba krowy” czy „obcięte skrzydła kury”, lecz tak, by maskować cierpienie i śmierć zwierzęcia, sprawiając wrażenie, że „piersi”, „schaby” i „serca” wyhodowały się same, niezależnie od jakiegokolwiek żywego i czującego organizmu. Postawę etyczną reprezentują osoby, które nie potrafią i nie chcą łączyć swego pożywienia, a więc i ciała, z martyrologią innych ciał (wyraz przekonaniu, że życie zwierząt hodowlanych podobne jest do życia ludzi w obozach koncentracyjnych, dał Isaac Bashevis Singer, w tekście The Letter Writer, wątek ten podjął Charles Patterson w słynnej pracy Wieczna Treblinka, gdzie wykazywał, że przemysłowa hodowla zwierząt stanowiła inspirację dla nazistowskich zbrodni. Patterson śledził rozwój technologii zabijania i wzrost jego skali, zestawiając proces przemysłowego zabijania zwierząt i przygotowywania ich do spożycia z działaniem obozów koncentracyjnych).
Osoby te wiedzą, że jedząc mięso, przyjmują do swojego organizmu wszystkie te środki i ich konsekwencje, które służą efektywnej produkcji mięsa, czyli np. hormony, antybiotyki, inne farmaceutyki, a także mękę zwierząt spowodowaną ograniczeniem do więcej niż minimum powierzchni życiowej, inne hodowlane tortury, ból transportu, strach przed okrutną śmiercią, który niewątpliwie czują zmaltretowane zwierzęta.
Postawa etyczna wobec jedzenia opiera się też na przekonaniu, że dieta bezmięsna, służąc życiu innych istnień, jest zarazem dobra dla naszego zdrowia i ma funkcje leczące (leczy z otyłości, miażdżycy, hamuje rozwój cukrzycy). Możemy więc w pełni zaspokajać żywieniowe potrzeby naszego organizmu, nie kalecząc i nie zabijając innych. Świat przyrody mimo zniszczeń w nim dokonywanych jest ciągle bogaty we wszystko to, co potrzebne jest naszemu ciału, ale i we wszystko to, co daje sposobność i produkty do ucztowania: radosnego, pożywnego, taniego, w towarzystwie innych. Korzystajmy z tego!
prof. dr hab. Magdalena Środa pracuje w Zakładzie Etyki Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się historią idei etycznych, aksjologią, etyką stosowaną, filozofią polityczną oraz problematyką gender. Jest członkinią Komitetu Etyki Polskiej Akademii Nauk, Rady Instytutu Spraw Publicznych oraz Rady Societas/Communitas. W rządzie Marka Belki pełniła funkcję Pełnomocniczki Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Współorganizuje Kongres Kobiet. Prowadzi działalność publicystyczną, jest stałą felietonistką „Gazety Wyborczej” oraz członkinią Rady Naukowej Federacji Bezpieczna Żywność.
Esej został opublikowany w 2. numerze magazynu „Bezpieczna Żywność”.
Czytaj więcej angażujących tekstów tutaj.
Na skróty: Kuchnia jest miejscem zarówno osobistym, jak i politycznym – wywiad z Claudią Giampietri